12/14/2024 | News release | Distributed by Public on 12/13/2024 17:20
Dzisiaj jest rocznica wydarzenia, które wstrząsnęło Polską. Stan Wojenny! Dziś te słowa nie budzą już żadnej emocji, ale przez wiele lat to hasło przywoływało bolesne wspomnienia, budziło kontrowersje i dawno już zapomniane emocje.
Na temat przyczyn, okoliczności i sposobu wprowadzenia w Polsce Stanu Wojennego powstało wiele opracowań, dokumentów, publikacji i książek. Ten felieton do tej obszernej wiedzy historycznej, społecznej i politycznej nic nie wniesie, bo wszystko, co naprawdę ważne, toczyło się daleko poza obszarem, który mogłem wtedy śledzić. Rzetelnych informacji brakowało. Zarówno komuniści jak i przedstawiciele "Solidarności" przedstawiali propagandę.
Ja chcę podzielić się z Państwem wspomnieniami, jak to wyglądało w oczach obywatela, który w całkiem nioczekiwany sposób obudził się rankiem 13 grudnia 1981 roku w zupełnie innym kraju, niż ten, w którym zasypiał kilka godzin wcześniej. Wspomnienia te nie niosą żadnych głębszych treści ani żadnych dramatycznych scen - ale opowiadają, jak to naprawdę wyglądało z punktu widzenia większości Polaków.
Dla porządku odnotuję, że dramatyczny wymiar tego zdarzenia, poznany po latach, też robi wrażenie. Internowano ponad 10 tysięcy aktywistów Związku Zawodowego "Solidarność', których komunistyczna władza uznawała za głównych wrogów. Doszło do licznych bijatyk między oddziałami wojska i ZOMO a sprzeciwiającymi się robotnikami. W bijatykach tych mniej lub bardziej poszkodowane były liczne osoby, w tym między innymi 9 górników z Kopalni Wujek, zastrzelonych 16.12.1981. To były naprawdę wielkie dramaty.
Tymczasem ja przeżywałem ten historyczny zakręt jak większość obywateli, zupełnie nie wiedząc, co się wydarzyło i co nasz czeka.
W niedzielę 13.12.1981 roku musiałem wstać wcześnie rano, bo miałem zaplanowany wykład na Studium Podyplomowym AGH. Na tym studium było wielu słuchaczy, więc wykład był na Sali Amfiteatralnej mieszczącej ponad sto osób. Nie mogłem ich zawieść, więc stwierdziwszy, że krakowska komunikacja miejska znowu nie działa (co się wtedy zdarzało dość często, bo ciągle ogłaszano strajki przeciw czemuś, albo za czymś), więc pomaszerowałem przez zaśnieżony Kraków z mojego osiedla na AGH. Pobrałem klucz od sali zacząłem wykład. Co ciekawe, nikt ze słuchaczy także nie widział w tym nic niewłaściwego, chociaż - jak się potem dowiedziałem - niektórzy słyszeli, że coś się dzieje.
Nagle drzwi do sali wykładowej otwarły się hukiem i do środka wbiegli ZOMOwcy w kamizelkach ochronnych, z hełmami na głowie, z ogromnymi tarczami i gumowymi pałkami, którymi zaczęli walić w owe tarcze, czym nas wszystkich dosłownie ogłuszyli.
Gdy łomot pałek ustał - dowódca wrzasnął do mnie:
- Co to za nielegalne zgromadzenie?!
- Jakie zgromadzenie? Tu jest uczelnia, więc odbywa się wykład.
- To nie wiecie, że jest Stan Wojenny i uczestników wszelkich zgromadzeń mamy aresztować?!
Nie wiedziałem. Powiedziałem, że nic nie wiem o Stanie Wojennym, ale skoro musimy zakończyć wykład - to poprosiłem słuchaczy, żeby opuścili salę, zapowiadając kolejny wykład za tydzień. Ten następny wykład nigdy się nie odbył.
Wróciłem do domu, żeby powiadomić żonę o zaistniałej sytuacji ale stwierdziłem, że pierwsza ofiara Stanu Wojennego w naszym domu już poległa. Otóż żona obudziwszy się rano - chciała posłuchać radia. Mieliśmy wtedy radio marki Jowita - bardzo zgrabne przenośne radyjko. Żona podczas mojej nieobecność nastawiła jedną stację - a tam cisza. Potem drugą - i tam także cisza! Potem trzecią - także nic! Więc zdenerwowała się i trzasnęła radiem (które - jak sądziła- zepsuło się) o ścianę w kuchni. Radio się rozleciało.
I to była pierwsza ofiara Stanu Wojennego w mojej rodzinie!
Skrócona wersja powyższego felietonu autorstwa prof. Ryszarda Tadeusiewicza została opublikowana w "Dzienniku Polskim" oraz "Gazecie Krakowskiej" 13.12.2024 r.